niedziela, 30 grudnia 2012

Skorzonera. Co? Skorzonera!



Skorzonera, inaczej wężymord to korzeń jadalny o delikatnym, lekko szparagowym smaku. Czasem zwany szparagiem dla ubogich. Bogaty w składniki odżywcze i wdzięczny w obróbce.

Klasycznie gotowany w osolonej wodzie i podawany z podsmażoną bułką tartą. Można również podać w panierce lub dodać do zupy. Jeśli tylko natkniecie się na nią, warto spróbować. Polecam!

czwartek, 27 grudnia 2012

Hiszpańska rozpusta - Churros.


Paulinka i Maja mówiły, że dobre...

Mmmm. Churros. Pierwszy raz jedzone w Hipszanii całe wieki temu. Takie ichnie trochę pączki, obsypane cukrem z cynamonem. Tłuste i chrupiące. Na jednym nigdy się nie kończy. I chyba o to chodzi.

Bardzo tanie i arcysmaczne. Wystarczy troszkę wprawy, a mogą się stać niezłą alternatywą dla naszych pączków i chrustu (faworków). Dzieciaki je uwielbiają - jeść i patrzeć jak się robią (jest to wielce fascynujące :). 

Ale do rzeczy. Oto przepis:

1 szklanka (250ml) wody
1 szklanka (150g) mąki tortowej
100g smalcu
1/4 łyżeczki soli
1/3 łyżeczki proszku do pieczenia (niekoniecznie)
3 jajka
olej rzepakowy (lub smalec) do smażenia w głębokim tłuszczu
ok. 80g cukru
1 łyżka cynamonu mielonego
1 rękaw cukierniczy do wyciskania ciasta w gwiazdzistą końcówką (im szersza tym lepsza)

W rondelku zagotowujemy wodę ze smalcem. Dodajemy sól. Gdy woda zawrze, zdejmujemy z ognia i wsypujemy mąkę. Mieszamy energicznie (najlepiej drewnianą łyżką), aż do powstania jednolitej masy. Odstawiamy do ostygnięcia. Następnie wbijamy po jednym jajku i mieszamy z masą. Z początku będzie się wydawać jakby było to niemożliwe, bo zrobią się grudy wilgotnego ciasta, ale cierpliwości, po chwili energicznego mieszania jajo zostanie wmieszane i powstanie jednolita, lekko lepka masa. Z ostatnim jajkiem dosypujemy proszek do pieczenia (ewentualnie). 
Gotową masą napełniamy rękaw cukierniczy i wyciskamy na gorący olej. Tu można zadziałać na dwa sposoby. Albo wyciskać ciasto tak, by powstawały pałki, albo starać się zrobić spiralę. Ten drugi sposób jest mniej czasochłonny, bo zużywamy wiecej ciasta na raz. Ciasto odrywamy od końcówki ocierając ją o brzeg garnka (to tak gwoli ścisłości). Smażące się ciasto obracamy, gdy jedna strona się już zrumieni. Spiralkę kroimy na kawałki. Gdy churros lekko przestygną, obsypujemy cukrem wymieszanym z cynamonem (można to zadanie powieżyć naszym pociechom, mają z tego sporo radochy i większość jest w tym naprawdę dobra :). Acha, im większy garnek z olejem tym mniej czasu spędzimy na smażeniu. ¡que aproveche!

Hania, Weronika i Wojtek też jedli bez grymaszenia.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Chipsy z haczykiem. Z Wietnamu.


Kruchutkie i fizycznie szczypią w język lub wargi :)

A haczyki są w sumie dwa. Jeden w tym, że samemu je robimy, a drugi, że mają smak krewetki.

Tym razem nie jest to w pełni samodzielnie przygotowana przekąska, ponieważ owe chipsy w formie surowej kupuje się w sklepie (w supermarketach leżą zazwyczaj obok sosów sojowych i chilli w sekcji kuchni świata lub czegoś w tym stylu, pakowane w żółte pudełka). Ciekowstką może być fakt, że są zrobione z tapioki, czyli mąki pozyskanej z manioku.

Moja mama odkryła je na Placu Grunwaldzkim jakieś dobre 20 lat temu. Sprzedawali je wtedy studenci z Wietnamu.

Smakują wybornie, szczególnie z ostrym sosem chilli (też kupujemy, zazwyczaj leży nieopodal chipsów :).
I w dodatku jest zabawa przy smażeniu, bo one tak fajnie rosną i się wywijają w gorącym oleju...

Spróbujcie...



niedziela, 11 listopada 2012

Viva Hamburgeiros!



Na domowym grahamie z działkowymi pomidorkami


Może i pięciu nikomu niepotrzebnych bahateiros pokonali w pięknym stylu Hamburgeiros, ale i tak warto sobie zrobić ich narodowe potraweiros. I to na serio.

Niech nikogo nie zniechęca wizja fastfoodowych płaskich zarówno w kształcie, jak i w smaku hamburgerów. Prawdziwy hamburger to sztuka kulinarna wysokich lotów i każdy, kto lubi mięsne potrawy zachwyci się mięciutkim, soczystym i rozpływającym się w ustach kotlecikiem wołowym.

Jak zwykle, istnieje kilka zasad, których przestrzeganie zapewni odowiedni poziom potrawy:

  1. Najlepiej, gdy mięso wołowe jest świeżo zmielone przy nas (na grubych dziurach), a my sami wybraliśmy, z której części krowy owo mięso pochodzi. Najlepsza jest polędwica (ale droga), może być również rozbef lub antrykot, czyli generalnie tak jak w przypadku steków. A to dlatego, że będziemy to smażyć mocno i szybko. 
  2. Mieszając składniki z mięsem robimy to niezwykle delikatnie i broń Boże nie zagniatamy! To ma być luźno zwarta masa.
  3. Do mieszanki dodajemy same żółtka jajka, żeby masa się zbytnio nie zlepiła przy smażeniu. Hamburgery mają się łatwo rozpadać.   
  4. Do smażenia najlepiej użyć grilla lub w ostateczności patelni grillowej. Ogień prawie na full. Smażymy szybko. Mięsko ma się ściąć z zewnątrz, a wewnątrz mają buzować soki :)

Oto prosty przepis:

600g mielonej wołowiny
2 żółtka jajka
1 średnia cebula
2 ząbki czosnku
1 łyżeczka musztardy sarepskiej (lub innej wg zachcianki)
1 łyżeczka soli
4 szczypty pieprzu

Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy ze szczyptą soli na maśle na złoto. Lekko wystudzoną mieszamy wraz z resztą składników z mięsem. Dobrze jest odstawić do lodówki na kilka godzin. Hamburgery formujemy mokrymi dłońmi, delikatnie robiąc kotleciki o wysokości ok. 1,5 cm. Smażymy na grillu ok. 5 min. z każdej strony (problemem mogą być zbyt rzadko rozłożone pręty rusztu. Warto się zaopatrzyć w dodatkową gęsto zbitą metalową kratkę). Usmażonym burgerom dajemy odpocząć minutkę i nakładamy na zgrillowaną bułeczkę lub chlebek posmarowane masłem. Nie zapomnijmy o pomidorku i świeżej cebulce i ewentualnie plasterku sera dobrej jakości. Smacznego!

Uformowane burgery czekają na grillowanie. 

poniedziałek, 8 października 2012

Ale Meksyk! Domowa Enchilada.



Jak sobie zrobisz w domu pyszną enchiladę, to będziesz mieć pozytywny Meksyk na chacie. 

A ile przy tym zabawy i możliwości do nieskrępowanego popuszczenia wodzy fantazji. Jeśli, Drogi Czytelniku (bądź też Miła Czytelniczko :), zastanawiasz się, jaka to zabawa to odpowiem - własnoręcznie zrobiona meksykańska tortilla. Bez konserwantów, tania jak barszcz i w dodatku możesz ją zrobić tak, jak lubisz - może z chilli, lub ziołami, albo z zielonym pieprzem? Hulaj dusza, piekła nie ma. A co z tymi wodzami fantazji? Nadziać można toto prawie wszystkim, nawet zrobić banany zawijane w świeżą tortillę i usmażyć na oleju polewając czekoladą. Aż mam ochotę, zamiast pisać, polecieć do kuchni i coś takiego szybko zrobić. Ale nie, zostanę i dokończę.

Specjalnie napisałem "meksykańska" tortilla, bo jest jeszcze tortilla hiszpańska i ogólnie rzecz biorąc jest rodzajem zapiekanki z ziemniakami i jajkiem. Ta meksykańska to pszenny lub kukurydziany elestyczny placek, w zastosowaniu zbliżony do chleba.

Zacznę od tortilli, którą to niby można kupić gotową, ale proszę, przeczytajcie sobie skład na opakowaniu. Mi się wtedy lekko odechciewa, a mogąc zrobić tortillę w domu, to już praktycznie jej nie kupuję.
Teoretycznie, do wyrobu kukurydzianej tortilli potrzebna jest masa harina, czyli specjalnie przygotowana mąka kukurydziana, ale wypróbowałem naszą rodzima mąkę kukurydzianą i też daje radę.

Proponuję na początek zrobić taką mieszaną tortillę - pszenno-kukurydzianą. Sekretem jej elastyczności jest odpowiednie potraktownie po przysmażeniu na patelni - włożenie do foliowej reklamówki. Ale może po kolei...

Przepis na pszenno-kukurydzianą tortille (6-8 sztuk)

1 szklanka (250 ml) mąki pszennej tortowej
1 szklanka mąki kukurydzianej
3 łyżki smalcu
2/3 szklanki ciepłej wody
pół łyżeczki soli
(niektóre przepisy każą dodać sody oczyszczonej lub proszku do pieczenie, ale ja to olewam)

Mąki mieszamy z solą i smalcem. Powstaną małe grudki. Dolewamy wodę i zagniatamy elastyczne ciasto. Ciasto pakujemy wo woreczka foliowego, żeby nie wyschło (może sobie dość długo leżeć w lodówce, jeśli wszystkiego nie zużyjemy) i odrywamy po małym kawałku na 1 tortille (wielkości mniej więcej piłeczki ping-pongowej). Meksykanie (i Teksańczycy) mają w domach specjalną prasę do robienia tortilli, ale my musimy sobie radzić ręcznie. Podsypujemy kulkę mąką i staramy się rozwałkować najcieniej jak się da. Im tortilla cieńsza, tym lepsza. Gotowy placek kładziemy na dobrze rozgrzaną suchą teflonową lub ceramiczna patelnię. Podpiekamy z obu stron (po ok. 1-2 min z każdej strony) do stanu lekkiego zarumienienia i ewentualnego powstania bąbli powietrznych. Nie wolno ich smażyć za długo, bo później nie będą elastyczne. Po przypieczeniu od razu wykładamy tortillę na talerz i szczelnie zawijamy w grubą foliową reklamówkę.

Z surowych tortilli można też zrobić pyszne nachos, wrzucając je pokrojone w trójkąty na gorący olej (najlepiej arachidowy). Wtedy będą wyglądać mniej więcej tak:

Nachos, chipsy z marchewki i świeżego imbiru. 
Czas na nadzienie. Moja propozycja to indyk z meksykańską nutą. Owa nuta to papryczka chilli i kumin (mówią też "kmin"), czyli kmin rzymski, a właściwie jego zmielone nasiona. Przyprawa popularna zarówno w Meksyku, jak i w krajach arabskich. Unikam mieszanek przypraw, bo zawsze coś niedobrego tam dodadzą...

Przepis na  drobiowe enchilady (na ok. 4 porcje)

4 domowe tortille
6 dag mielonego indyka (lepsze niż kurczak)
2 duże cebule
3 ząbki czosnku
2 solidne szczypty kuminu
1 papryczka chilli (bez pestek)
1 łyżka słodkiej papryki
sól i pieprz

Cebulę kroimy w kostkę i podsmażamy do przeszklenia. Dodajemy posiekane chilli i mięso, solimy, pieprzymy, kuminimy i smażymy, aż się nieco zetnie białko. Dosypujemy słodką paprykę oraz posiekany czosnek. Smażymy do momentu aż mięso puści soki, a one trochę odparują, żeby farsz miał bardziej zwartą konsystencję. Faszerujemy tortille jeszcze ciepłym nadzieniem, zawijamy i wstawiamy do piekarnika na blasze z pergaminem, smarując górne części placków oliwą (wtedy są fajnie chrupiące). Podajemy z guacamole (1 roztarte widelcem dojrzałe avocado, łyżka soku z cytryny, 2 łyżki oliwy, sól, pieprz, ewentualnie posiekany czosnek lub cebula), pastą z czarnej fasoli, lub sosem pomidorowym z cebulą, filetową papryką i chilli. Na górę obowiązkowo łyżka kwasniej śmietany  i gotowe! Qué aproveche!


Enchilada na cześć Iwonki Całki :)






niedziela, 30 września 2012

Stek z Koniny




Wiem, wiem. Mam świadomość, że dla Wielu z Was to nie jest żaden rarytas, ale coś nie do przełknięcia. 

Miałem jednak okazję dostać ten kontrowersyjny rodzaj mięsa, a że jestem po prostu kulinarnie cholernie ciekawski, to, wybaczcie, ale nie potrafiłem sobie tego odmówić.

Koninę nabyłem w dość specyficznym miejscu, bo w Hali Targowej, która nie zmieniła się chyba od 30 lat.
Są tam przeróżne dziwne sklepiki, niespotykany nigdzie indziej styl ekspozycji towaru i ta przedziwna atmosfera, która wymyka się jakimkolwiek próbom opisania słowami.

Hala Targowa - widok z piętra

Jeśli o sam stek chodzi, to jest to rozbef,  przyrządzony na patelni grillowej (zrobiony wg sposobu, który szczegółowo opisałem przy okazji steków wołowych tutaj). Towarzyszy mu w tle zapiekanka z ziemniaczkami i papryką chili ze świeżym tymiankiem. Jeśli ktoś miałby ochotę takową przyrządzić, już służę przepisem.

Przepis na zapiekankę ziemniaczaną
4 obrane śednie ziemniaki
2 średnie cebule
2 ząbki czosnku
1 papryka żółta
1 papryczka chili
1 malutka cukinia
3 jajka
100 ml słodkiej śmietanki 30%
sól, pieprz
kilka gałązek świeżego tymianku

(Włączamy piekarnik na 170°C) Na dużej patelni rozgrzać oliwę i po kolei wrzucać składniki (idea jest taka, żeby tylko je lekko podsmażyć, bo i tak potem zapieką się w piekarniku). Na sam pierw cebula pokrojona w piórka (solimy), następnie bardzo cienko pokrojone ziemniaczki (ok. 2-3 mm) i znowu solimy, tym razem solidną szczyptę (ziemniaki potrzebują sporo soli) - teraz smażymy ok. 5-7 minut, później idzie cebula w paseczki, chili w drobną kosteczkę i cukinia w plasterkach. Teraz dość ważny trik - jajko. Bełtamy jajko ze śmietaną, solimy oraz pieprzymy i wylewamy na wyłożoną naoliwionym papierem do pieczenia formę (ja akurat użyłem kwadratowej, metalowej - żeby kroić na równe kwadratowe kawałki, ale oczywiście można też inne). Na jajko wysypujemy zawartość patelni. Nie mieszamy tego żadnym narzędziem, tylko potrząsamy energicznie samą formą, żeby jajko równomiernie rozeszło się na dnie i wniknęło w naturalne szpary pomiędzy warzywami. Podczas pieczenia masa jajeczna się rozszerzy i ładnie rozejdzie po całej zapiekance. Posypujemy poszarpanymi gałązkami tymianku. Pieczemy na środkowej półce ok. 30-40 minut. Smacznego!



niedziela, 16 września 2012

Tajski Krem z Dyni



Zainspirowany przez Anię Świdrową postanowiłem wpisać się w ogólny trend przygotowywania potraw sezonowych nabywając piękną dynię i przerabiając ją na jedwabisty krem z nutą curry i kokosa. Serdecznie polecam, bo dynia to bardzo niedoceniane warzywo, a trudności w jej przygotowaniu to niesłuszne przesądy. Kluczem do sukcesu jest jej wcześniejsze upieczenie. Efekt gwarantowany!

Przepis
1 mała dynia (ok. 1 kg)
4 cebule
3 ząbki czosnku
2 łyżki czewonej pasty curry (odradzam znaną wszystkim przyprawę w proszku)
2 marchewki
100 ml mleka kokosowego z puszki
oliwa z 2 łyżkami masła
sól i pieprz

Jak wcześniej wspomniałem, podstawowym trikiem jest upieczenie dyni. Kroimy ją razem ze skórką w łódeczki i wstawiamy na ok. 45 minut do piekarnika nagrzanego na 180°C na blasze wyłożonej pergaminem do pieczenia. Podczas pieczenia wydobywa się cudownie słodki zapach pieczonego ciasta. Ostudzoną dynię pozbawiamy miąszu z pestkami, obieramy ze skórki i kroimy na mniejsze kawałki.
Czas na ugotowanie zupy. Cebulę i czosnek szklimy na oliwie z masłem ze solidną szczyptą soli, dodajemy pastę curry, chwilkę smażymy, a następnie dodajemy obraną i pokroją w kostkę marchewkę. Smażymy dodatkowe pięć minut i dodajemy dynię. Znów pozwalamy się wszystkiemy trochę podsmażyć i zalewamy wodą tyle aby przykryła warzywa. Pieprzymy, solimy i gotujemy ok. 45 minut. Po tym czasie warzywa powinny być rozgotowane i mięciutkie. Miksujemy. Zupa będzie niezmiernie gęsta. Zbyt gęsta. Dolewamy po troszkę wody, aż do uzyskania porządanej gęstości. Dopiero teraz dolewamy mleko kokosowe. Mieszamy, dosmaczamy solą i pieprzem jeśli to konieczne i gotowe. Podajemy z kleksem gęstej śmietany lub jogurtu. Smacznego!

Iwonce smakowało :D

środa, 5 września 2012

Mini-sernik z białą czekoladą na sezamowym spodzie



Mmmmm, sernik do latte macchiato i od razu człowiek nabiera dobrego humoru!

Serniki mają to do siebie, że łatwo się je robi, a nawet jak nie wyjdą to i tak smakują wybornie, prawda?
Oto moja wariacja na temat.

Przepis (na małą tortownicę o śrenicy 19 cm)

Kruchy spód
130g mąki tortowej
30g prażonych nasion sezamu (po prostu uprażyć na suchej patelni i już, są o wiele smaczniejsze od tych tylko suszonych)
3 kopiaste łyżki cukru pudru (ok. 40g)
70g masła
ewentualnie odrobinka wody jeśli ciasto nie chciałoby się kleić

Składniki suche wymieszać ze sobą i wsiekać masło po czym wyrobić rękami. Wyłożyć spód przyciętym papierem do pieczenia i nakłuć widelcem. Piec 10 minut w temperaturze 200°C.



Masa sernikowa

300g serka 3-krotnie mielonego (można wszędzie kupić w takich małych wiaderkach)
1 tabliczka (100g) białej czekolady
100ml śmietanki 30%
1 łyżka mąki ziemniaczanej
80g białego cukru
1 łyżka ekstraktu z wanilii (trochę droga impreza, ale starczy na długo i jest nieoceniony do wszelkich ciast)
2 średnie jajka
2 garści płatków migdałowych

W rondelku rozpuścić śmietankę z czekoladą i ostudzić. Mikserem utrzeć serek z cukrem. Dodać ekstrakt z wanilii i mąkę ziemniaczaną, zmiksować. Dolać śmietankę z czekoladą. Zmiksować. Wbić jajka. Oczywiście, zmiksować. Wsypać 1 garść migdałów. Wymieszać łyżką. Wlać masę do tortownicy z podpieczonym spodem. Posypać równomiernie pozostałymi migdałami. Piec 45 minut w temperaturze 180°C. Najlepiej smakuje następnego dnia, wyjęty z lodówki. Smacznego!

Propozycja podania - z galaretką porzeczkową i mascarpone z kakao


piątek, 31 sierpnia 2012

Chleb na zakwasie - nic prostszego!

  

Nie ma to jak smak świeżo upieczonego chleba. Z masełkiem.

Każdy, któ próbował domowy chleb na zakwasie powie, że smakuje inaczej niż ten ze sklepu. Dlaczego? To produkt bez kompromisów. Prawdziwy, chodowany zakwas, wysokiej jakości mąka, zero sztucznych dodatków, długi czas wyrastania, naturalne dodatki. Słowem, prawdziwy.

Pewnie niejednej osobie to czytającej przychodzi od razu do głowy, że wszystko fajnie, tylko ile się trzeba narobić, ile nieudanych prób przeżyć, ile naczytać i nakupować, żeby upiec dobry chleb. BŁĄD!

Jasne, istnieje kilke zasad, których przestrzeganie jest niezbędne, ale ogólnie to dziecinnie proste, a przy tym ile zabawy...

Początki początkującego piekarza

Wiem o czym piszę, bo sam miałem takie podejście do pieczenia chleba - trudne, dużo zachodu, a efekt niepewny. Wreszcie przemogłem się i metodą małych kroków zacząłem zagłebiać się w świat domowego pieczywa

Najpierw była maszyna do wypieków drożdżowego chleba (pożyczona od mamy - Dzięki, Mamo!), z wykorzystaniem gotowych mieszanek chlebowych z Lidla. Chlebki wychodziły dobre, ale to jeszcze nie było to. Później przyszedł czas na własne kompozycje z różnymi rodzajami mąki i dodatkami. A na końcu tej drogi czekał najsmaczniejszy rodzaj chleba znanego ludzkości - na zakwasie. 

Tajniki początkującego piekarza

W dobie internetu i kilku fachowych blogów (m.in. http://pracowniawypiekow.blogspot.com - gorąco polecam!) wypiek chleba to pestka. Moja krótka praktyka w pieczeniu chleba na zakwasie pozwala mi podzielić się kilkoma poniższymi wskazówkami, aby chlebek wyszedł jak trzeba:

Podstawowe kwestie

1. Zakwas. 

Jest to sfermetnowana mąka z dodatkiem wody, w której wykształciły się dzikie drożdże i bakterie wytwarzające kwas mlekowy i octowy. Dzięki nim ciasto rośnie, ma charakterystyczny smak i powoduje, że upieczony chleb długo się nie psuje. 

Jak zrobić zakwas? Możną wziąć od kogoś, kto już ma. A jeśli nikogo takiego nie znacie, będziemy potrzebować mąkę żytnią razową (typ 2000), wodę oraz ok. 4 dni. Przeczytałem wiele o metodach przygotowania zakwasu więc podam ten, który sam zastosowałem, a jest on pewną wypadkową wszystkich pozostałych, ale bez aptekarskich zapędów, które często się pojawiały w internetowych publikacjach. 

zakwas
W szklanej misie zmieszałem 200g mąki i 200ml wody źródlanej (chlorowana odpada). Przykryłem ściereczką i odstawiłem na lodówkę, opierając misę o tylną ściankę, tak żeby lekko się grzała od mechanizmu lodówki (25-27°C). Każdego kolejnego dnia dodawałem 100g mąki i 100ml wody. W czwartym dniu mieszanka miała już fajny kwaśny zapach. Zakwas był gotowy. 


Kilka dodatkowych informacji: 
Im zakwas starszy tym bardziej stabilny i lepiej zakwasza ciasto i łatwo rośnie więc taki świeży może jeszcze nie podnieść ładnie ciasta - nie nalezy się tym zrażać, smak będzie ok. 

Zakwas przechowujemy w lodówce, szczelnie zamknięty (ja wykorzystuję taki fajny słoik z wieczkiem i metalowym zaciskiem z Ikei - ooops, reklama). Piszą, że można tak trzymać nawet 2 tygodnie bez dokarmiania (dokarmianie to dodanie świeżej mąki, aby drożdże i bakterie miały co jeść i nie obumarły, biedaczki). Ja tyle go narobiłem, że co tydzień dosypuję ok 50 g. mąki i jadę dalej. 

Jak już zrobiliśmy zakwas możemy go wielokrotnie używać, np. jeśli zużywamy już ostatnią partię zakwasu to wystarczy 2 łyżki gotowego zaczynu (o którym za chwilę) odłożyć i będzie na następne ciasto, i tak przez kilkaset lat (niektórzy mają takie zakwasy przekazywane z pokolenia na pokolenie, fajnie, nie?). Gdy zakwasu dłużej nie używamy, można go wysuszyć, rozsmarowując na papierze do pieczenia. 

2. Zaczyn i ciasto na chleb 

ciasto przed wyrośnięciem
Jest wiele przepisów na chleb na zakwasie i proporcje zaczynu mogą się różnić, ale zasada jest ta sama - zaczyn to zakwas (1-2 łyżki, czasem więcej) wymieszany ze świeżą mąką i wodą. Chodzi o to, żeby dzikie drożdże dostały sporo "papu" i szybko się rozmnożyły, żeby potem "ruszyć" całe ciasto i ładnie je "wyrośnąć". Żeby taki zaczyn był w pełni operatywny potrzebuje ok. 12 godzin w temperaturze pokojowej. Po tym czasie można dodać resztę mąki, wodę, sól i co tam jeszcze jest w przepisie, lub co nam żywnie przyjdzie do naszej kreatywnej głowy. Czasem po zamieszaniu wszystkiego okazuje się, że ciasto (szczególnie z mąką żytnią) jest tak gęste, że cieżko je mieszać łyżką. Nie bójcie się dodać wody, różne mąki "biorą" różną ilość wody, ważne jest, aby ciasto miało konsystencję, która pozwala, z pewnym  trudem, mieszać je zwykłą łyżką stołową. Niektórzy radzą wyrabiać mikserem z końcówką do ciasta (takie świdry z hakiem na końcu), ja się obywam bez tego. Wymieszane już ciasto trzeba odstawić na 3-6 godzin w formie, w której będziemy je piekli (wiele zależy od ilości uzytego zakwasu, temperatury w pomieszczeniu i ogólnie rodzaju mieszanki). Należy co jakiś czas zerknąć na ciasto i sprawdzić czy już wyrosło (powinno powiększyć objętość gdzieś tak o pół do jednego raza (razu?) objętości). 

3. Pieczenie

Nie trzeba wiele: piekarnik, forma podłużna (tzw. keksówka) lub tak naprawdę jakakolwiek inna i... już. 
No może jeszcze papier do pieczenia. Chleb pieczemy w wysokiej temperaturze 210-230°C. Każdy piekarnik to potrafi. Niektórzy, bojąc się zbytniego wysuszenia ciasta wstawiają naczynię z wodą. Czas pieczenie zazwyczaj nie przekracza godziny. Hardcorowcy kupują sobie garnki żeliwne z pokrywką i wypieki robią najpierw nagrzewając garnek, a później wrzucając ciasto do takiego nagrzanego naczynia i pieką z przykrywką ok. 25-35 min., a potem jeszcze 25-35 min. bez niej. Efekt widoczny na początku wpisu (tak, tak, masz do czynienia z hardcorowcem :). Polecam, jak ktoś już się w wkręci w domowe piekarnictwo. Zaręczam, że zapach roznoszący się po mieszkaniu (a pewnie również poza nim) jest mocno zbliżony do zapachów z piekarni. 

4. Dodatki

Niezliczone, krótko mówiąc. Słonecznik, siemię lniane, sezam, kminek, orzechy wszelkiej maści, karmel, miód, curry, lawenda (!) i co tylko przyjdzie Wam do głowy. 

5. Różne rodzaje mąki
Do zakwasu najlepiej użyć żytniej razowej bo jest bardzo bogata w mikroelementy. A później to już wolna amerykanka. Najfajniejsze są mąki chlebowe (typ 750) i przeróżne mieszanki np. z orkiszem, amarantusem (podobno zrywa kask jeśli chodzi o antyoksydanty i dobre składniki odżywcze), jak również mąki razowe (typ 2000) i graham (1850). 


Mój przepis na chleb razowy

Zaczyn
2 łyżki zakwasu żytniego
100g mąki zytniej razowej
100ml wody

Zamieszać w szklanej misie i odłożyć w ciepłe miejsce (przy grzejniku czy na lodówce) na ok. 12 godzin. 

Po tym czasie dodać resztę składników:
Ciasto
500g mąki żytniej razowej
2 łyżeczki soli
50g ziarna słonecznika 
30g siemienia lnianego
ok. 300 ml wody (może być więcej w zależności od mąki)

Składniki wymieszać łyżką (ewentualnie mikserem z końcówką do ciasta), nie musi być bardzo dokładnie. Formę do pieczenia wyłożyć posmarowanym oliwą papierem do pieczenia. Ostawić na 3-6 godzin, aż ciasto wyrośnie. Wstawić do piekarnika nagrzanego do 210 i piec 30 minut. Po tym czasie zmniejszyć do 180 i dopiec jeszcze ok. 25 min. Chleb od razu wyjąć z formy i położyć na jakiejś kratce. Spróbujcie się powstrzymać przed próbowanie jeszcze gorącego bo podobno brzuch może nieźle po tym boleć. Ja niestety nie potrafię i po ok. 20 min. odkrajam piętkę i czekam aż trochę ostygnie i pałaszuję z masłem. Jeszcze mnie bruch nie bolał, ale nic nie gwarantuję. Smacznego. 

chleb żytni z formy

chleb zytnio-pszenny z garnka żeliwnego


Acha, spróbujcie nie zjeść całego i zobaczyć jak będzie smakował po kilku dniach. 




poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Prawdziwe Steki z Grilla



Nie wszyscy lubią smak soczystego, mocno przypieczonego z zewnątrz, a mięciutkiego w środku steka. 

Ja uwielbiam! I bardzo długo żyłem w przekonaniu, że taki prawdziwy jest nieosiągalny domowymi sposobami, że potrzeba niesamowitego znastwa, warsztatu kulinarnego i odrobiny magii, żeby zrobić dobry stek. Jest nawet taka restauracja w Krakowie, a co tam, niech będzie i reklama - nazywa się "Pimiento" (hiszp. "papryka"), gdzie serwują wyśmienitą argetyńską wołowinę z grilla. Jest dokładnie taka, jak być powinna. Niestety, trzeba za nią słono zapłacić. 

Wreszcie postanowiłem wziąć temat steków wołowych na warsztat i spróbować zrobić taki stek samemu, mimo, że z góry zakładałem spektakularną klęskę. Cały dzień spędzony w internecie na studiowaniu tematu zaowocował kilkoma ważnymi wnioskami na temat wołowiny:

1. Większość wołowiny w polskich sklepach nie nadaje się na steki. 

Dlaczego? Otóż w Polsce podaż mięsa wołowego jest skierowana głównie do klienta w postaci Pani Domu, która przeważnie szuka mięsa na pieczeń lub do duszenia, a do tego wystarczy mięso krowy rasy mlecznej (lub mieszanej), zazwyczaj już niemłodej, w dodatku nie trzeba tego mięsa sezonować, co jest dość kosztownym procesem. 

2. Trzeba się trochę napocić, żeby zdobyć odpowiednie mięso, czasem w dość wysokiej cenie.

Jeśli chcesz zrobić prawdziwy stek, musisz szukać wołowiny z krowy rasy mięsnej (limousine, hereford, angus, charolais), odpowiednio młodej (do 40 miesięcy), i właściwej zkruszałej (proces dojrzewania mięsa polega na przechowywaniu półtuszy wołowej w niskiej temperaturze przez okres nawet 3 tygodni), no i musi być to odpowiedni kawałek z tuszy czyli polędwica, rozbratel, rozbef, antrykot, ewentualnie łata. A tenże kawałek nie może być zbyt cienko ukrojony (minimum 1,5 cm). Można takie mięso zamówić w internecie. 

3. Jest wiele rodzajów steków w zależności od kawałka wołowiny, z której powstaje, jego kształtu, lub wielkości. Przykłady:
Filet mingon - z polędwicy, 
New York strip - rozbef w kształcie wyspy Manhattan
T-Bone steak - wielki stek z kością w kształcie litery T
Rib-eye steak - rozbratel z wyraźnym okiem tłuszczyku



4. Pieczenie steków ma kilka zasad, a jedna z nich to zabawa z zegarkiem. 
Stek może być krwisty [ang. ,,rare"] (z wyraźnie widoczną pręgą wpół-surowego mięsa), średnio wysmażony [ang. ,,medium"] (cieniutka linia) lub dobrze wysmażony [ang. ,,well-done"] (wiadomo - bez żadnych oznak surowości). Mięso musi jednak w każdym przypadku pozostać delikatne i soczyste. 

Zasada 1. Mięsa nie solimy przed grillowaniem, ponieważ sól wyciąga wodę, a tego byśmy bardzo  nie chcieli. 
Zasada 2. Mięso powinno mieć temperaturę pokojową, dlatego trzeba je wyjąć z lodówki ok. 1 godzinę przed przyrządzaniem.
Zasada 3. Mięso najlepiej grilować, a nie smażyć na patelni. Temperatura węgli musi być bardzo wysoka, ale zero ognia. 
Zasada 4. Mięso obracamy tylko raz. Czyli kładziemy stek i w zależności od grubości oraz porządanego poziomu wysmażenia grilujemy na jednej stronie (3-5 min), obracamy i to samo z drugiej strony (to właśnie zabawa z zegarkiem).
Zasada 5. Mięso po usmażeniu musi odpocząć, żeby rozeszły się soki, dlatego po zdjęciu z grilla należy je zawinąć w folię aluminiową i odczekać ok. 3 min przed podaniem na talerz. Gorąco polecam przed zawinięciem położyć na mięsko łyżkę masła. Będzie niebo :)


Moje steki u Świdrów

Na Pimiento w Krakowie trafiliśmy z przyjaciółmi przez przypadek, ale od tego czasu stało się stałym punktem programu, gdy tylko wybieraliśmy na Kazimierz. Tym razem jednak, składając im kolejną wizytę, postanowiłem przenieść Pimiento do ich ogródka i samemu zaserwować im steki. 

W tym celu 2 dni przed planowym grillowaniem udałem się do jedynego jak na razie miejsca, gdzie wiem, że dostanę interesującą mnie wołowinę - Selgros (kolejna reklama, kurczaczki). Wybrałem 4 dorodne kawałki (po ok. 250g) grubo pociętego rozbefu z kością z polskiej hodowli. A cena? Dość powiedzieć, że za kilogram mięsa zapłaciłem połowę ceny jednego steka z Pimiento (sic!). 

Po powrocie do domu steki wypłukałem pod bieżącą wodą i wytarłem do sucha papierowymi ręcznikami. Następnie pędzielkiem nasmarowałem mięso z obu stron oliwą i dość mocno popieprzyłem świeżo mielonym pieprzem. Mięcho powędrowało do lodówki na 2 dni. 


Już u Świdrów rozhajcowaliśmy porządnie grilla i usmażyliśmy steki po 5 min. na każdej stronie z zachowaniem w/w przeze mnie zasad. I wiecie co? Udało się! Steki były co prawda dobrze wysmażone (a planowałem średnio), ale były soczyste, aromatyczne (wyborny smak czerwonego mięsa) i delikatne na zębie. Czyli da się. A jeśli mi się udało, to każdemu się uda. Do grilla, smakosze dobrej wołowiny!


piątek, 24 sierpnia 2012

Placuszki warzywne - Pyszne na ciepło i na zimno



Co można jeść na śniadanie, obiad i kolację? Oczywiście, placuszki. Mniam.

Przepis (na ok. 10-12 placków)

3 średnie obrane ziemniaki
1 mały korzeń pietruszki
1 średnia marchewka
1 mała nieobrana ale wyszorowana cukinia
1 obrany ogórek (tak, tak)
1 duża cebula pokrojona w małą kostkę
3 posiekane ząbki czosnku (musze podkreślać, że polski jest najlepszy?)
1 garść posiekanej natki pietruszki (lub koperku)
2 jajka
4 lyżki bułki tartej
4 pożądne sczypty soli morskiej
2 porządne szczypty pieprzu czarnego
2 łyżki octu balsamicznego (koniecznie! - lub sok z cytryny)
1 łyżeczka cukru

Warzywa ścieramy na grubej tarce, za wyjątkiem korzenia pietruszki - ten zetrzeć na drobnej tarce. Wszystkie składniki dobrze mieszamy. Jedna uwaga - zauważyłem, że lepiej najpierw wymieszać warzywa z bułką, a potem dodać jajko, niż odwrotnie. Placuszki smażymy na mocno rozgrzanym oleju po ok. 3 min z każdej strony, aż nabiorą ładnego koloru. Podawać z jogurtem lub śmietaną. Ja często polewam je jeszcze oliwą z chili. Eskperymenty ze składnikami stanowczo wskazane. Smacznego!


czwartek, 23 sierpnia 2012

Kruchy Tort z Porzeczkową Pianką



Niektóre smaki umierają wraz z tymi, którzy odchodzą.

Piekąc Tort Porzeczkowy Cioci Manii chciałem na chwilkę wskrzesić pamięć mojej babci Anii, która zawsze robiła ten tort na wszystkie święta i jest on dla mnie w pewien sposób ich synonimem. Tort jest w smaku mocno maślany, mega słodki i oczywiście soczyście porzeczkowy.

Przepis

4 kruche placki:

1 kostka masła (200g)
40 dag mąki tortowej
7 kopiastych łyżek cukru pudru
ewentualnie odrobina wody jeśli ciasto nie będzie chciało się skleić

Mąkę wymieszać z cukrem i wsiekać masło. Wyrobić rękami na drobne grudki i spróbować ugnieść na jednolitą masę. Jeśli ciasto wydaje się zbyt suche dolać trochę wody (1 lub 2 łyżki). Uformować walec i pokroić na 4 części. Przygotować spody od tortownic o średnicy 21 cm (ja używam dwóch na raz) smarując je masłem i wyściełając papierem do pieczenia. Palcami rozprowadzić ciasto na formie i nakłuć gęsto widelcem. Piec ok. 15 min. w temeperaturze 200 st. C.


Pianka porzeczkowa:

4 białka
4 łyżki cukru pudru
ok. 400 g domowej galaretki porzeczkowej (z czarnych lub czerwonych porzeczek) 

Jajka ubić mikserem. Dodać cukier. Ubić jeszcze trochę. Po dodaniu galaretki ubijać na parze ok. 10 min. aż pianka będzie dobrze ciepła. Natychmiast przekładać. Tort odłożyć na minimum 2 dni w suche miejsce o temperaturze pokojowej. Można go przechowywać do tygodnia czasu.



Smacznego!



piątek, 10 sierpnia 2012

Pizza party



Jaki macie stosunek do pizzy?

Ja ją kocham... I to nie tylko dlatego, że mimo swej prostoty smakuje po prostu wybornie, ale również za to, że jest taka wdzięczna w przygotowaniu i daje nawet początkującym kucharzom duże możliwości do kreatywnej eksperymentacji.

Mimo, że prosta w przygotowaniu, wymaga kilku detali, żeby była naprawdę dobra. Trochę mi zajęło zanim je wykminiłem, ale mam nadzieję, że pomogą one każdemu zrobić pyszną pizzę.

Istotne szczegóły:

Ciasto
Sekretem dorbego ciasta jest mąka. Można, oczywiście, zrobić ze zwykłej tortowej i też ujdzie, ale przecież nie oto chodzi żeby "uszła", prawda? To powinna być mąka typu 0 (włoska kategoryzacja), czyli odpowiednio zmielona, i jeszcze fajniej jak ma dodatek glutenu pszennego. Wtedy ciasto po wyrobieniu jest aksamitne w swojej strukturze. Ostatnio znalazłem taką, co się nazywa La Tua Farina Ideale per Pizza. Daje radę.

Sposób pieczenia
Pizza jest pieczona w bardzo wysokiej temperaturze siegającej nawet 500°C! Oczywiście, w domowych warunkach taka temperatura jest praktycznie niemożliwa do osiągnięcia. Ale można użyć tzw. kamienia do pizzy, który zazwyczaj jest rodzajem okrągłej lub prostokątnej płyty z cegły szamotowej czy czegoś w tym rodzaju. Generalnie zasada jest prosta. Wkłada się taki kamień na dolną półkę piekarnika, daje piekarnik na full (niektóre pieranika mają funkcję pizza - bardzo fajna sprawa) i nagrzewa kamień przez minimum pół godziny. Pizza położona na takim kamieniu piecze się błyskawicznie, jest chrupiąca i dobrze wyrośnięta.

Sos i ser
Jakość składników, które są na pizzy nadają jej odpowiedni ton. Dlatego warto troszkę więcej wydać, kupując prawdziwą mozzarellę di bufala campana. Również sos pomidorowy to istotny element smaku, więc dobrej jakości passata (czyli świeży przecier pomidorowy) jest jak najbardziej wskazana. Gwarantuję, że różnica będzie bardziej niż odczuwalna :).

Myślę, że mogę już przejść do mojego przepisu na ciasto i sos.

Przepis na ciasto
Nie będę świrował, że sam do niego doszedłem i jest wynikiem wielu lat eksperymentów, nieudanych prób i wypróbowania miliona receptur. Robię ciasto za Jamie'm Oliverem. Jest po prostu dobre.

1 kg mąki (tipo "0")
2 saszetki suszonych drożdży (2x7g)
650 ml lekko ciepłej wody
1 płaska łyżeczka cukru
1,5 łyżeczki soli
4 łyżki oliwy

[Odpalamy pierarnik na full] W wodzie rozpuszczamy cukier i dajemy drożdże. Odstawiamy na ok. 5 min. Mąkę w dużej misie mieszamy z solą i oliwą. Wlewamy wodę drożdżową do mąki i mieszamy, aż się mniej więcej połączą. Wysypujemy zawartość na stolnicę lub czysty blat i zagniatamy, starając się nie podsypywać za dużo mąką. Proces zagniatania jest dość istotny, należy ugniatać tak długo, aż ciasto stanie się gładziutkie (zazwyczaj ok. 5-8 minut). Ciasto obsypujemy mąką i wkładamy z powortem do miski. Przykrywamy ściereczką i czekamy aż podrośnie (ok. pół godziny). Następnie wyszarpujemy garść ciasta i na podsypanym blacie formujemy placek wałkując go najcieniej jak się da. Wcale nie musi być okrągły...

Przepis na sos

1 litr passaty
garść świeżych liści bazylii (szczerze zachęcam) lub dwie duże szczypty suszonej
1 łyżeczka cukru
1,5 łyżeczki soli
1 duża szypta pieprzu

Mieszamy i gotowe. Nie gotujemy. Pamietajmy, aby przed nałożeniem sosu posmarować ciasto oliwą!


Proponowane rodzaje pizzy:

Margherita kotajlowa - sos pomidorowy, mozzarella, przekrojone na pół pomidorki koktajlowe, świeża bazylia na upieczoną pizzę
Mozzafiato - sos pomidorowy, mozzarella, gorgonzola, świeża natka pietruszki na upieczoną pizzę
Prosciuto e rucola - sos pomidorowy, mozzarella, szynka długodojrzewająca, suszone oregano, rukola na upieczoną pizzę
Vegetariana e ajwar - sos pomidorowy, mozzarella, świeża papryka pokrojona w krążki, podsmażone pieczarki, kukurydza z puszki, kleksy ajwaru (pasta z pieczonej papryki i bakłażana).






czwartek, 2 sierpnia 2012

Zupa krem z cukinii


Sezon na cukinię w pełni, a ponieważ jestem synem zapalonego działkowicza, chcąc-niechcąc mam cukinii w nadmiarze. Najlepszym (i jednym z najpyszniejszych) sposobem na dużą ilość cukinii (bez względu na jej kształt, wielkość, stopień dojrzałości) jest właśnie ta prosta zupa.

Przepis (już nawet nie pamiętam dokładnie skąd go mam):
ok. 2 kg cukinii
2 duże cebule
2 ząbki czosnku
dwie dobrej jakości kiełbasy
100 ml słodkiej śmietany 30%
2 łyżki oliwy
2 łyżki masła
sól i pieprz
pęczek natki pietruszki
ewentualnie odrobinę gałki muszkatołowej

Cebulę i czosnek byle jak pokroić w dużą kostkę. W garnku rozgrząć oliwę z masłem. Podsmażyć cebulę ze szczyptą soli. Jak się zezłoci, dodać czosnek. Cukinię wyszorować pod bieżącą wodą i pokroić w kostkę razem ze skórką, ewentualnie wycinając sflaczały środek. Zapodać do garnka. Zalać wodą, posolić, popieprzyć i włożyć kiełbasę (całą, by poźniej móc ją wyjąć, a resztę zmiksować). Gotować do miękości. Po zmiksowaniu dolać śmietankę. Już nie gotować. Posiekać natkę i dodać do zupy. Podawać z kleksem kwaśnej śmietany i listkiem pietruszki. Smacznego!

wtorek, 24 lipca 2012

Premiera bloggera

Po namowach pewnej Julity rozpoczynam swoją przygodę z blogiem kulinarnym. Nie mam ambicji zostać drugą Julie Powell (tym bardziej, że jestem facetem), ale mam nadzieję, że to mi da dodatkowego kopa do eksperymentów w kuchni i szukania nowych inspiracji. Uff, pierwszy wpis mam za sobą...